
Z powodu wystawy w Radzyminie0 (0)
Trzy mile od Warszawy jest powiatowe miasteczko Radzymin, ośrodek dość rozległej okolicy podmiejskiej, okolicy, która się pod wieloma względami różni od innych okolic kraju. Ziemia tu przeważnie lekka, piaszczysta; ludność żyje niejako Warszawą. W noc przed każdym piątkiem wszystkiemi drogami do Warszawy ciągną z okolicy tej, szczelnie okryte szmatami, liczne, wózki, wiozące uzbierany ze wsi nabiał, kartofle i spożywcze drobiazgi gospodarskie, oraz chłopa, kobietę i chłopaka do pilnowania koni. Z części połaci tego powiatu chłopskie wózki jednokonne co noc wiozą do Warszawy pęczki drzewa do podpałki. Z pobliża kolei ostatniemi czasy baby handlarki co wieczór tłoczą się do wagonów z blaszankami mleka, z cebulą, kartoflami na plecach — na sprzedaż do Warszawy.
Handlarstwem takiem trudnią się tu ludzie, jedni skupując i sprzedając „towar”, inni dostarczając go przekupniom-gospodarzom i gospodyniom. Rozwoju umysłowego ludzi tych stron, głębszej myśli, w oświacie mającej źródło, trudno się tu doszukać. Powagi Piastowej chłopa nie znaleźć; robigroszostwo tu panem. Mądrej gospodarki, któraby plony ziemi i dochodność z hoowli — co dziś być może— zdwajała i w czwórnasób zwiększała i byt rolnika gruntowała, nie widzi się tu. Stąd szachownica jest, jak w zapadłym kącie kraju, i zagonki kolibiaste po polach; stąd plony liche, jak było za dziadów, natura gleby nie ulepszona, hodowla na ogół na najniższym szczeblu.
Oświata niska tu. Dążenia do życia społecznego, w braterskiem zjednoczeniu — brak; nawet uciekanie od niego. Dowodem choćby, że gdy gdzieindziej włościanie zakładają spółki mleczarskie, tu znajdziesz we wsi po 10 i 20 wirówek, ale każdy ją ma dla siebie; zazdrość handlarska pcha ludzi do tego, że każdy o sobie tylko myśli, jakby grosz zarobić często na sąsiedzkiej niezaradności lub nieświadomości.
Przy lichej nawet z natury swej glebie, ale przy oświacie i uspołecznieniu ogółu, z powodu blizkości Warszawy, ludność tego powiatu mogłaby być naprawdę w dziesięcioro bogatszą, niż jest, i mogłaby być przykładem szlachetniejszego życia dla tysięcy wsi polskich. Ale tego wszystkiego niema tu, bo do zwykłych robigroszów grosze tylko przychodzą, a dobroczynne skutki oświaty obfitych owoców swych nie sprowadzają tu.
W stolicy tego powiatu, w Radzyminie, Centralne Towarzystwo rolnicze postanowiło urządzić wystawę, która się właśnie odbyła zeszłego tygodnia.
Prawie cały rok zapowiadano jej urządzenie, gazety pisały o niej wiele; miało się wrażenie, że oto będzie to coś dużego znaczenia społecznego…
Zdawało się, że na wystawie tej zwiedzający ją poznają całkowity stan gospodarki, oświaty i życia społecznego mieszkańców tego powiatu, że poznają wreszcie, iż podwarszawski ten powiat stoi pod wieloma względami o wiele niżej od innych, że zatem trzeba nań zwrócić szczególną uwagę.
Zdawało się, że zobaczymy tu i brudną przeważnie chatę wiejską, upstrzoną miejskiemi świecidłami; że dowiemy się, że jest tu mało ludzi czytających cokolwiek, lub rozumiejących już, że trzeba iść za postępem gospodarczym; ile np. działa tu wirówek mleczarskich, a ilu trudni się handlarstwem, ilu uprawia marny przemysł dostarczarnia Warszawie podpałek, a ilu zaczęło wprowadzać jako tako ulepszone narzędzia…
Zdawało się, że dowiemy się też — na wystawie przecież pierwszy raz urządzonej, — jaki tu jest stan upraw rolnych… przeważnie średniowiecznych…
I zdawało się, że urządzający tę wystawę skupią na niej tyle i takich rzeczy, któreby z największą mocą uderzały w głowę ludność miejscową i budziły ją ze snu i otwierały jej oczy, że oto kroczy po złej dla siebie i dzieci swych drodze…
I zdawało się dalej, że na wystawie tej znajdzie się wszystko, co zwróci uwagę ludności okolicznej, włościańskiej, jakiem powinno się stawać jej życie, zwłaszcza życie społeczne i rozwój ducha i człowieczeństwa krzewiące i pielęgnujące je.
Zawało się wreszcie, że zostaną tu wygłoszone odczyty nietylko o hodowli świń lub zakładaniu sadów, ale przedewszystkiem takie, któreby otwierały dusze, pobudziły lud do myślenia, do samodzielnego zastanawiania się, że tak, jak w powiecie tym jest, jest bardzo źle, nieraz brzydko, marnie; zdawało się, że będą tu odczyty, które serdecznym ogniem braterstwa zapala słuchaczów do czynów nowych, gospodarki nowej, do życia społecznego, o oświatę opartego; że zakreślony w nich zostanie cały plan wstępowania na drogę doskonalszego działania i pracy gospodarczej, zmiany dzisiejszego, starego systemu na prawdziwie postępowy…
Ale wszystkiego tego na wystawie radzymińskiej nie było.
A taka, jaką była, komu i jaki da pożytek? I jakie składa świadectwo przedewszystkiem o tych, którzy ją urządzali?…
Czy nam, w położeniu narodu naszego, wolno klecić dziwolążne niezdarstwa, zamiast się jąć prawdziwej pracy, dużej pracy, odradzającej lud-naród? Takiej pracy, któraby samemu ludowi stawiła przed oczy istotną jego dzisiejszą pod każdym względem nędzę, a z drugiej strony mocarną siłę, odradzającą go przez oświatę i społeczne urządzenie życia! I takiej pracy, któraby duszę ludu wstrząsała i pędziła ją lub zapalała do samodzielnej wielkiej pracy nad odrodzeniem się?
Już poza wystawą, na kawałku ziemi pod miastem, instruktor tegoż Centralnego Towarzystwa urządził półka doświadczalne. Naocznie, w sposób dobitny wykazał tu, że uprawa należyta (płaska), dobre nasienne ziarno i natężone nawożenie daje olbrzymie różnice we wzroście roślin i ich plonie. Zboża na sąsiednich zachwaszczonych zagonkach włościan wyglądały przy 5 h półkach, jak karły stare i niepłodne.
Dlaczego i wystawa nie pokazała takich różnic w gospodarce i życiu, jakie są w powiecie, z tem, co byćby mogło, gdyby tu panowała oświata i rozwinięte życie społeczne wśród ludzi, umiejących samodzielnie pracować i działać w parze z oświatą?..
Na wystawie radzymińskiej nie było tego, co na niej być powinno i nie było na niej włościan, z których pracy i dla których pożytku urządzono ją. Byla wystawa bez właściwych wystawców i bez właściwych zwiedzających ją.
Czyjaż tego wina? Czy nie wina to owego systemu społecznej pracy „pańskiej” dla ludu, ale naprawdę zawsze, jak się okazuje, bez ludu i jego duszy?
Już w numerach 2 i 3 zeszłorocznego „Zarania” wykazaliśmy, że co do wystaw, pokazów i odczytów nawet dzisiejsze Towarzystwo Centralne nie może się wyzbyć tego ducha, jaki wśród działaczów ze szachy panował w roku 1859-ym i następnych. Wyzbyć się tego ducha nie może, bo nie umie się przejąć duchem ludu, bo samym ludem ono nie jest i być nim nie może i dlatego każda jego praca kuleje, dlatego z dobrych nawet zamiarów i z łożonych wydatków korzyści społecznej niema, bo w tych warunkach być jej nie może. A tego Towarzystwo to zrozumieć nie może… i nie chce.
Wystawę radzymińską uważać trzeba za przedsięwzięcie pod względem społecznym bez wartości.
M. Malinowski
Zaranie – pismo tygodniowe ogólno-kształcące, społeczne, rolnicze i przemysłowe
6 lipca 1911
nr 27
898 odsłon, 1 odsłon dzisiaj