Akcja 1-ej dywizji litewsko-białoruskiej

W ciągłym boju z nacierającym przeciwnikiem ustępowała dywizja, pozostawiając za sobą trupy wrogów i swoje rodzinne mogiły. Po doświadczeniach pierwszych walk nieprzyjaciel usiłował wykluczać ze swoich kombinacji odcinki zajmowane przez I-szą dywizję lit.-biał., na których stale załamywała się jego nawała i szukał szczęścia u naszych sąsiadów. Ale oddziały dywizji balansowały na całym froncie armji, podtrzymując linję, zasłaniając odwrót; kilkakrotnie dywizja otaczana torowała sobie drogę bagnetem i wychodziła w pełnym składzie — ze zdobyczą. Tak przeszła kilkaset wiorst wyróżniana i ceniona, tylko szeregi jej topniały, opuszczane przez towarzyszy, którzy kładli się — strudzeni. I tak — zebrani na obronę Wilna, Mińska, maszerowali bronić Warszawy.

W odwrocie polecono nam zasłaniać szosę Białystok—Radzymin—Warszawa i tor kolejowy Białystok—Warszawa, którędy parły główne siły bolszewickie. Pośpieszny marsz całej armji osłabiał znów pułk miński, który wysunięty pod stacją kolejową Tłuszcz, dwa dni się zmagał z nieprzyjacielem, pokotem swoich trupów opóźniając jego atak na pozycję obronne Warszawy. Dnia 13 sierpnia r. b dywizja skoncentrowana w rezerwie dla wypoczynku i uzupełnienia, miała przejść na inny odcinek bezpośredniej obrony stolicy. Ale już tego samego dnia przełamany nasz front pod Radzyminem powołał wymęczone pułki litewsko-bialorulskie z powrotem ma linję, aby powstrzymać marsz bolszewików — na Warszawę.

gen. Jan Rządkowski
gen. Jan Rządkowski

Forsownym pochodem zajął żołnierz utworzoną linję i na linii Cegielnia-Czarna dnia 14 sierpnia uderzył na nieprzyjaciela, błyskawicznym atakiem rozbił go, zmieszał i gnał przed sobą aż za Radzymin i dymiły przed nim uciekające samochody bolszewickie ze sztabem i komisarzami, którzy już pewni swojej armji mieli pierwsi wjechać do Warszawy. Pewni byli! I my, mimo zaciekłości bojowej wyczerpani byliśmy również, więc gdy nowa kolumna bolszewicka uderzyła nam od strony Wiktorowa na skrzydło i tyły, nie było mowy o utrzymaniu Radzymina. Odstąpiliśmy — dla nabrania nowego rozpędu.

Dnia 15 sierpnia o świcie, po przygotowaniu artyleryjskiem, poszła dywizja z wileńskim pułkiem na czele do ataku. Trzema kolumnami, ze środkową na Radzymin, uderzyły pułki na nieprzyjaciela, który w tym samym czasie przeszedł również masą do decydującej akcji opanowania Warszawy. Starły się szeregi — wileński pułk gromiąc stawiającego mu czoło przeciwnika, zajmuje Radzymin, ale odkrywa swoje skrzydła, bo kolumny boczne natrafiły na przeważające siły i utknęły w miejscu.

Nieprzyjaciel ściąga wszystkie swoje rezerwy i powtórnie wypiera nasze oddziały z miasta. Wówczas dowódca dywizji, jenerał Rządkowski, chwyta sam za karabin, staje w pierwszym szeregu i prowadzi osobiście swoich żołnierzy do rozstrzygającej walki. Na oczach misji koalicyjnych i gości z Warszawy — za swoim wodzem, owiani tchnieniem miłości tak miało znanej dotychczas Warszawy, szli chłopcy równo, wolno, jak na defiladzie. Zagrały maszynki bolszewickie, zaświstały kule, padł jeden, drugi, a tyraljerzy idą, jak w powieści — jak na obrazku.

Na oczach Warszawy. O los Polski. Biegiem — psiakrew!

Dopadli, zakotłowało się — nasi w okopach! Wróg stał twardo. Dywizje 2, 21 i 27 sowieckie wiły się, szukały naszych skrzydeł, naszego strachu. Napróżno. Kolumny na Radzymin i Ciemne krok za krokiem posuwały się a upomni, zaciętością straceńca, który postawił wszystko na jedną kartę. Zajęto Radzymin i Ciemne. W walce o losy dwóch idei, dwóch światów. Wróg mając już zajęte tyły, jeszcze się trzymał zawzięcie w Helenowie i Jankowie Starym.

Nazajutrz dopiero zlikwidowaną została cała grupa, mająca opanować Warszawę i nieprzyjaciel rozpoczął odwrót. Posypały się dla dywizji krzyże, uznania i kwiaty. Z niemi dziś idziemy dalej w pościgu za wrogiem, a nad nami powiewa dar biskupa polowego wojsk polskich, sztandar 1831 roku.

Fr. Fr.

Kurjer Warszawski
wydanie poranne
R. 100, 1920, nr 245

Loading

Zostaw komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.