Pracę poszczególnych związków młodzieży zwykło się oceniać na podstawie osiągniętych przez nie efektów we własnym środowisku — ZMS w zakładach pracy, ZHP w szkołach, ZSMW na wsi. Na pewno słusznie, bo tam właśnie mają one najwięcej do powiedzenia. Jest przy tym jednak jedno „ale”. Dotyczy ono pracy w osiedlach mieszkaniowych, w których przecież każdy z członków danego związku spędza ponad połowę swego życia. W miejscu zamieszkania organizacje młodzieżowe mają bogate pole do działania, zwłaszcza zaś w tworzeniu — wspólnie z organami samorządu mieszkańców i innymi organizacjami społecznymi — jednolitego frontu wychowawczego oraz w organizowaniu czasu wolnego dzieciom i młodzieży. Od szczegółowego określenia zadań związków młodzieży w miastach upłynęło sporo czasu, Jak są one realizowane?
Wołomin, osiedle „Słoneczna”. Mieszka tu ponad 2 tys. osób, wśród nich sporo dzieci i młodzieży a więc pole dla organizacji niemałe. Dostrzegło je harcerstwo. Działa tu drużyna osiedlowa, przekształcona w szczep przy Spółdzielni Mieszkaniowej, dodajmy jeden z wyróżniających się w województwie. Prowadzi go Jacek Wąsik, który po skończeniu krakowskiej AGH podjął pracę w miejscowej Hucie Szkła. Prawdziwym przyjacielem i duszą poczynań harcerzy re „Słonecznej” jest jego matka — harcerska mama — jak ją wszyscy tu nazywają. Choć Wanda Wąsik sama nie pełni żadnej funkcji instruktorskiej, to jednak czuwa nad swoimi pupilkami. Wszystkich swoich synów wychowała zresztą na aktywnych członków ZHP.
Rodzinę Wąsików wraz z grupą harcerzy zastałam przy remoncie pływającego sprzętu — daru od Zakładu Stolarki Budowlanej. Dziewczęta i chłopcy z zapałem przygotowywali ofiarowane przez zakłady kajaki i „Omegę” do wypłynięcia na wodę.
– Chwilowo mamy w osiedlu jedną drużynę harcerską — mówi Jacek Wąsik. Po prostu — dawne zuchy już nam podorastały, myślimy więc o stworzeniu drużyny Harcerskiej Służby Polsce Socjalistycznej, tym bardziej iż wszyscy, którzy u nas wciągnęli się do harcerskiej roboty czują się bardzo związani z tym środowiskiem i nie moją ochoty odejść z drużyny. Kilku z nich objęło już funkcje instruktorskie. W tym roku zorganizowaliśmy kurs drużynowych, w przyszłym — będzie dla zastępowych. Staramy się też z powrotem przyciągnąć do nas tych, którzy z różnych względów (m.in. wiekowych) rozstali się z drużyną. Dużą pomocą w rozwijaniu naszej pracy służy nam Spółdzielnia Mieszkaniowa. Jej to zawdzięczamy możliwość zakupu sprzętu biwakowego oraz organizacji atrakcyjnych obozów, m.in. w tym roku w NRD.
Drużyna ze „Słonecznej” pracuje w oparciu o klub osiedlowy. To na razie, bo ma obiecany dodatkowy lokal. Harcerze są bowiem oczkiem w głowie spółdzielni i prezesa Tadeusza Polaka. Jakiżby inaczej, skoro już tyle dobrego w osiedlu zdziałali. Stale sprawują pieczę nad jednym z okazałych zieleńców, systematycznie biorą udział w porządkowaniu osiedlowych terenów, zbiórce makulatury, suchego chleba i butelek, organizują dla całej dziatwy zimowe wakacje, imprezy sportowo-rekreacyjne itp.
Możliwości właściwego wykorzystania wolnego czasu dzieci i młodzież ze „Słonecznej” mają sporo. Oprócz harcerstwa działa ognisko przedszkolne, świetlica dziecięca prowadzona przez Dorotę Banaszek, sekcja modelarska i kółko fotograficzne. Systematycznie organizowane są zabawy, wieczorki, dyskoteki i inne rozrywkowe imprezy. W organizowaniu wolnego czasu rej wodzi Alfreda Ponichter – przewodnicząca osiedlowego koła TPD i Rady Klubu. Pani Alfreda cale serce oddała pracy z dziećmi i młodzieżą. Przyciąga ich do klubu, rozbudza zainteresowania, pobudza do działania.
– Po prostu, kocham tę pracę — mówi. Młodzież się do nas gamie. Trzeba jej więc pomóc. Za sukces uważam wciągnięcie do pracy sporej grupy nie zrzeszonych. Dziewczęta coraz bardziej aktywnie włączają się do pracy swojego klubu. Rozpoczął działalność kabaret dziecięcy. Spośród tych najczęściej odwiedzających klub, tych najaktywniejszych wybieramy komitet, którego zadaniem będzie organizowanie wszelakiego typu imprez, czuwanie nad porządkiem itp. Chodzi o to, by młodzież stała się bardziej samodzielna, poczuła się współgospodarzem osiedla.
Szkoda, że nie wszyscy młodzi o to się starają. Nie można odmówić pani Alfredzie racji. W osiedlu wyraźnie daje się odczuć brak ZMS-u. Harcerstwo, TPD, społecznicy-zapaleńcy i zarząd spółdzielni tej właśnie organizacji nie mogą, ba — nawet nie powinni zastąpić. Dobrze pamiętam swoją ostatnią wizytę w „Słonecznej”. Było to przed dwoma laty. Prezes SM próbował wówczas nawiązać kontakt z Zarządem Powiatowym ZMS.
— Do dziś nic się w tej mierze nie zmieniło. Początkowo prosiliśmy o oddelegowanie do pracy w osiedlu któregoś z aktywistów ZMS. Nie mogąc się tego doczekać, poprosiliśmy w rezultacie jedynie o wykaz członków organizacji zamieszkujących w „Słonecznej”. Zaoferowaliśmy ze swej strony wszelką pomoc w rozruszaniu pracy ewentualnego koła. I ta propozycja spotkała się z głuchym milczeniem. Trudno pojąć ten brak odzewu ze strony ZMS.
Właśnie. Przecież to ZMS-owi powinno zależeć na rozszerzaniu swej działalności. I nie dziwię się, że w osiedlu zrezygnowano chwilowo ze zorganizowania terenowego koła tej organizacji, skoro przez te lata ani Zarząd Powiatowy ZMS, ani zarządy zakładowe miejscowych przedsiębiorstw do tej sprawy nie przywiązywały żadnej wagi, mimo uchwalonego przez V Plenum ZG ZMS programu działania Związku w miejscu zamieszkania. Smutne to, ale prawdziwe, Nie obarczam tu bynajmniej wyłączną winą obecnego przewodniczącego ZP ZMS, który sprawuje tę funkcję od niedawna. Nie popisali się i jego poprzednicy. Niepokoi i marazm organizacji z zakładów pracy, które nie poczuwają się jakoś do wyjścia ze swą działalnością pora swoje środowisko. A przecież spora grupa członków tych organizacji mieszka nie tylko w „Słonecznej”, ale i innych osiedlach wołomińskich. Jak do tej pory, skromnym wyjątkiem jest ZMS z Przedsiębiorstwa Poszukiwań Naftowych, który sprawuje wspólnie z NOT-em piecze nad klubem w swoim osiedlu. Skromnym, bo i on nie wykorzystał wszystkich w tym względzie możliwości. Być może ZMS-owska robota ruszy dopiero w budującym się osiedlu „Lipińska”. Otrzymało w nim mieszkania sporo ZMS-owców, m.in. w ramach patronatu nad budownictwem. Na nich to właśnie ZP ZMS bardzo liczy.
Podobna sytuacja istnieje nie tylko w Wołominie. O ile harcerstwo szybko wykorzystało sprzyjający klimat i rozszerzyło swą działalność na osiedla mieszkaniowe (czasem nie bez oporów ze strony szkół, oceniających powstawanie drużyn czy szczepów osiedlowych za konkurencję dla siebie), o tyle terenowe koła ZMS możemy niemal policzyć na palcach. Z tego też m.in. względu dotychczasowa działalność wychowawcza w miejscu zamieszkania skupiona jest przede wszystkim na pracy z dziećmi, w mniejszym zaś stopniu — z młodzieżą. Nie wiem czym tłumaczyć tę niechęć organizacji do wyjścia z pracą pora mury zakładu. Czyżby utratą — jak to czasem słyszałem — swojego aktywu, osłabieniem działania w samym zakładzie? Jest to niezrozumiałe. Przecież skierowanie do pracy w osiedlach grupki aktywistów nie powinno w niczym odbić się ujemnie w samym zakładzie. Wręcz przeciwnie — przynieść może organizacji dodatkowe korzyści. Osiedla zamieszkuje niemało młodzieży nigdzie dotąd niezrzeszonej. Pobudzenie jej do aktywności, do rozwiązywania swoich problemów własnymi siłami, przyciągnięcie jej do organizacji — czyż nie jest to wdzięczne pole do popisu? Podobnie ma się rzecz i z harcerzami — przyszłymi potencjalnymi członkami ZMS. Niechże więc już tu, w osiedlu zetkną się z tą organizacją, poznają jej cele i zadania, nabiorą chęci do pracy w osiedlowym a później zakładowym kole ZMS. O korzyściach płynących dla całej ZMS-owskiej organizacji z rozszerzenia pracy w osiedlach można by pisać wiele. A przecież warto by wspomnieć o innych pozytywach tej pracy, choćby dla członków Związku i ich rodzin, wszystkich mieszkańców osiedli. Myślę tu o włączeniu się przez terenowe koła ZMS do stworzenia wraz z samorządem mieszkańców i innymi organizacjami społecznymi możliwie jak najlepszych warunków życia, wypoczynku, rozwijania zainteresowań itp. właśnie tu, w miejscu zamieszkania, odległym nieraz od macierzystego zakładu. O tym wszystkim jak na razie — ZMS-owcy jeszcze nie wszędzie pamiętają.
Barbara Pokorska
Trybuna Mazowiecka
1975, nr 120
Autora wspiera Wołomin Światłowód
+ There are no comments
Add yours