Wspomagając pamięć pana Mazurka, w odniesieniu do historii rozwoju siatkówki w Wołominie, proszę Redakcję Wieści o ewentualne uzupełnienie wspomnień autora. Tak naprawdę, to mieszkańcy miasta interesujący się sportem, a więc prawie wszyscy, zobaczyli mecz siatkówki w wykonaniu męskiej drużyny “Huraganu” – dopiero po rozpoczęciu eksploatacji nowego stadionu przy ulicy ówcześnie “Legionów”, nieopodal lasu państwa Nasfeterów. Drużyna “Huraganu” wybiegła na boisko w kostiumach o barwach klubowych (pasiaki), lecz spodnie tych kostiumów… były długie, aż do kostek.
Ten mecz nie wywołał szczególnego zainteresowania kibiców, gdyż były to czasy rozpoczynające pasmo awansu i popularności piłki nożnej “Huraganu”. Ówcześnie obowiązujące przepisy gry w siatkówkę, preferowały grę statyczną, m.in. – zagrywkę wykonywano z wyznaczonego miejsca i bez podskoku, zaś przyjęcie zagrywki… musiało być wykonane oburącz – spodnią częścią dłoni – co często kończyło się przewinieniem i stratą piłki. Korzystając z listy siatkarzy, najpierw “dzikiego” klubu “Lilianka” przekształconego nieco później w Kolejowe Przysposobienie Wojskowe, którą należy uzupełnić o osobę Józefa Łukasiaka. Warto przypomnieć, że w latach raczkowania wołomińskiej siatkówki – nie odnosiła ona znaczących sukcesów. Jednym z powodów był niski wzrost zawodników, których należy jednak zapamiętać za pionierskie zacięcie i aktywność sportową. Ci siatkarze, żartobliwie nazywani “Konusami”, to: Jurek Hajdyk, Wiesiek Lesiński i Pawełek Spodniewski.
W międzyczasie zaczęli dorastać pod względem wzrostu i opanowania kunsztu siatkarskiego uczniowie nieformalnej szkółki siatkarskiej, prowadzonej przez Borysa Tokarskiego, a więc: Pyrzanowski, Sasin (dwumetrowiec), Bosek, Michalski i inni. Warto zauważyć, że ta naturalna wymiana, która przyniosła wkrótce sukcesy sławiące miasto Wołomin, była dokonana wyłącznie przez mieszkańców naszego miasta, traktujących sport jako amatorską rozrywkę – nieskażoną zawodowym profesjonalizmem. Warto też przypomnieć, że wołomińska siatkówka, przez wiele lat – była dyscypliną sezonową, grywano tylko w okresie lata. Przyczyną był brak sali sportowej w mieście, nadającej się do uprawiania gry, a więc treningów i zawodów.
Tylko obecności i funkcjonowaniu w mieście hut szklanych, Wołomin zawdzięcza wybudowanie budynku Technikum Szklarskiego, a w nim sali gimnastycznej, którą niezapomniany pan Piotrowski – przekształcił w Kuźnię, w której szlifował siatkarskie talenty powierzonej sobie młodzieży. Niewątpliwie, sportowe tradycje Wołomina, a zwłaszcza współzawodniczenie o osiągnięcie dobrego poziomu pomiędzy wielbicielami piłki nożnej i piłki siatkowej były dla pana magistra Piotrowskiego zachętą do wzięcia udziału w tej walce, która w ostatecznym wyniku przynosiła korzyści młodzieży i samemu miastu.
A teraz kilka zdań na temat siatkarskiej tradycji Wołomina. Rozszerzając nieco wspomnienia pana Mazurka, godzi się przypomnieć, że w okresie międzywojennym, siatkówkę uprawiano w tak zwanych “dzikich drużynach”, a więc: Katolickim Stowarzyszeniu Młodzieży “Tęczy” – Helenówka, “Naprzodzie – Lipiny”, “Parcelacji” i żydowskim klubie sportowym “Makabi”, który miał swoje boisko przy ulicy Wileńskiej, w miejscu gdzie obecnie stoi budynek Powiatowej Komendy Policji. Najmłodszych siatkarzy uczyła i wychowywała Szkoła Podstawowa przy ulicy Armii Krajowej, która dysponowała własnym boiskiem, a która obejmowała swym zasięgiem Lipiny Nowe i Stare, Duczki, Zagościniec, Majdan i Mostówkę.
I teraz jawi się natarczywe pytanie: Czy sportowe ambicje Wołomina kończą się na Towarzystwie Sportowym “Stolarka”?
Wieści Podwarszawskie Nr 41 (500)
15 października 2000
+ There are no comments
Add yours