Na początku sierpnia 1944 roku Zygmunt Brzuszczyński pod przybranym nazwiskiem Marceli Patoka został aresztowany w Wołominie, i wraz z grupą 460 osób 10 sierpnia 1944 roku wywieziony w głąb Niemiec. Prawdopodobnie do 20 września 1944 roku przebywał w obozie dla jeńców radzieckich w Paderborn, od 20 do 25 września 1944 roku w obozie przejściowym w Soest, następnie został skierowany do cywilnego obozu pracy w Eichen k. Siegen, do Gemeinschaftslager39 493914.112 (?). Pierwszą Postkartę z Eichen wysłał 27 września 1944 roku, na adres siostry żony – Stefci, do Sochaczewa, w której pisał:
„Po długich i ciężkich tarapatach znajduję się w Westfalii, pracuję w fabryce blachy. Jasia (żona, A.W.), ani nikt w Wołominie nie wiedzą co się ze mną stało, bowiem w dniu 10 sierpnia 1944 roku wyszedłem rano po chleb i zostałem zatrzymany i tu przewieziony. W wolnych chwilach siedzę w baraku i wyglądam przez okno, a jest tu piękna okolica, miejscowość nasza znajduje się między górami porośniętymi świerkami i krzakami (…). Stefciu, jeśli będziesz mogła to przyślij mi ciepłą bieliznę, skarpetki i papierosy Junoki40, albo tytoń”41.
W następnych kartach zapisanych „drobnym maczkiem” (listu w zaklejonej kopercie nie można było wysyłać) również prosił o ciepłą odzież, machorkę, cygarniczkę „bo palenie w tak ciężkim życiu też koi ból i rany”, a gdy nie otrzymał paczki to „za jeden obiad kupił nędzne kalesony i za pół chleba nędzną koszulinę”, w listopadzie „śnieg walił jak cholera”, więc zdobył drelichową bluzę.
Drugą bolączką Zygmunta był ciągły głód. Często o tym pisał i prosił o cebulę i chleb, jak najwięcej chleba, za którym tęsknił jak za… rodziną. 30 września 1944 roku pisał: „Pracę mam bardzo ciężką, a jako wynagrodzenie dodatkowe otrzymuję tygodniowo 37½ deka chleba i 30 deka kiełbasy”. W jednym z listów informował: „Jasieńko, stale jestem głodny, w wolnych chwilach uzbierałem sobie 10 kilo żołędzi, które piekę w popiele i jem jak specjały”. Pisał też, że ma sporo pieniędzy, ale nic za nie nie może kupić, tylko sól.
Następnym jego zmartwieniem i jednocześnie pocieszeniem była myśl o rodzinie. Uspokoił się, gdy otrzymał wiadomość, że po wysiedleniu z Wołomina42 żona wraz z synami mieszka u gospodarza niedaleko Tomaszowa Mazowieckiego. Wszyscy byli tam traktowani jak członkowie rodziny. Na dowód tego, napisała:
„Mam tu bardzo dobrze i czuję się jak u siebie w domu. Opiekują się nami i ubrani jesteśmy lepiej jak w domu. O życie nie potrzebuję się martwić. Jest wszystko, kartofle, kapusta. (…) u nich są cztery osoby i wszyscy pracują, a ja jestem całą gospodynią i wszystkim rządzę. Są bardzo zadowoleni ze mnie, nie wiedzą gdzie mnie posadzić, i jak mówić do mnie, nawet płakać mi nie wolno. Ciągle mi tłumaczą, że mogę u nich być i rok i o nic się nie martwić. Oni jeszcze nic nie widzieli, i nie słyszeli jak my do tej pory i nie wyobrażają sobie jak to jest (podczas wojny i wieloletniej okupacji niemieckiej, A.W.)”43.
Listy od żony dodawały mu chęci do życia, nadziei na szybkie spotkanie. Po otrzymaniu pierwszego listu radość jego była przeogromna, napisał:
„(…) Po przyjściu z pracy o godzinie 10 wieczorem otrzymałem list i zdziwiłem się od kogo, a po zobaczeniu Twojego podpisu i Zbyszka, wprost oniemiałem, a po chwili zaczęły mi się same lać łzy radości, łzy rozkoszy, łzy szczęścia, że żyjecie. List ten czytam kilkanaście razy dziennie”.44
Jednak najtrudniejsza była myśl o Halince – była bólem i… zarazem ukojeniem. 30 września 1944 roku napisał: „Po śmierci Halinki jestem tak przybity życiem, że nie mogę sobie znaleźć jedne pół godziny spokoju. Kilkanaście razy dziennie płaczę po Halince. Do końca życia ból mój jest nieukojony. Jedynym ukojeniem dla mnie są rozmyślania o Halince, i o domu”. W karcie z 25 października 1944 roku pytał – „Czy Halinka już pochowana?”, być może myślał o uroczystym pochówku. W innej zapewniał, że niedługo wróci i pójdzie na grób Halinki, aby uporządkować i zapalić świeczkę, a żona mu odpowiadała: „Za Halinką nie płacz, bo już nie wróci, płacz za żywymi. Najdroższy módl się, a zobaczysz, że wszystko będzie dobrze”.
On w odpowiedzi pisał: „Jest tu ze mną Witold Kakitek, Bodek Brachfogel, Lejman, Waś, Kucharski, Grzelak, który stał się niedołężnym starcem i wielu, wielu innych”.45 (…) “oprócz poprzednich nazwisk znajdują się ze mną: Majchrowski, Młodyński, Piaskowski, Pawluk, Bednarz, wszyscy z Wołomina, a z Zacisza: Wojciech Nadolski i Marian Piórkowski (…)”46. Widział też Kadziszewską (?) i Białka z synem. W odpowiedzi na te wiadomości Janina Brzuszczyńska napisała:
“Kochany mężu! Jaka była radość z listu, Jaworski był w Sochaczewie i do mnie raniutko przyleciał z radością. Wszyscy płakali u Leśniewskich „Rybków” z radości, o nas nie mówię. Kochanie! ucieszyłam się, że nie jesteś sam z Wołomina, że Ci raźniej. Pozdrów biednego Bodka Brachfogla. Jak tylko będzie można to Tobie i Bodkowi wyśle się paczkę. Ja bym chciała wszystkim biedakom z Wołomina wysłać paczki i pocieszyć ich. Będę się starała dać znać ich żonom. Grzelaka żona była z miesiąc temu w Łomiankach pod Warszawą, była tam też cała rodzina Napłoszków – nauczycieli z dziećmi. (…) Kakitka siostra, ta co za Komudą, jest w Sochaczewie, dam jej znać”47.
Po latach Witold Kakitek, w piśmie do wołomińskiego Urzędu Miejskiego potwierdzał pobyt w obozie i pracę w hucie, współwięźnia Zygmunta Brzuszczyńskiego. Od 25 listopada 1944 roku do 1 kwietnia 1945 roku Zygmunt Brzuszczyński vel Marceli Patoka pracował w polu jako hilfsarbeiter – pomocnik48.
W niespełna dwa miesiące po śmierci Halinki, wojska sowieckie zajęły Wołomin (6 września 1944). Dom przy Piaskowej 3 zmienił przeznaczenie. Zakwaterowało się tu NKWD49, organizując sowieckie więzienie podległe Smiersz – kontrwywiadowi wojskowemu przy 47. Armii. Tu prowadzono przesłuchania i rozprawy polskich konspiratorów. I tu zapadały wyroki skazujące – na długoletnie więzienie, na karę śmierci, lub wywózkę do ZSRR50. Na warzywno-kwiatowo-owocowym ogrodzie wykopano ziemianki, w których przetrzymywano więźniów. Zbigniew Zalewski wspominał:
„(…) na parterze, w mieszkaniu rodziny Nachtmanów, z której znałem Jurka i Marysię, gdyż byli harcerzami i działali w konspiracji, znów rozpoczęły się przesłuchania NKWD. Prowadził je kapitan w obecności starszyny, znającego dobrze język polski, którzy służyli prawdopodobnie w sądzie wojskowym 47. Armii”51.
Z ustaleń badaczy wynika, że rozstrzelanie Polaków było przeprowadzone na terenie pomiędzy ulicami: Lipińską a obecną 1 Maja (okolice byłej osiedlowej ciepłowni), a ciała mogły być pochowane na terenie radzieckiego cmentarza, który mieścił się w Wołominie przy ulicy Polskiej (na górce). Natomiast z relacji świadków wiemy, że samochód ciężarowy wykorzystywany przez NKWD wyjeżdżał z Piaskowej i po 20 minutach powracał52. Tak ginęli harcerze, żołnierze Armii Krajowej, NSZ za wolną i niezawisłą Polskę, z rąk drugiego okupanta – Związku Sowieckiego.
Po powrocie Zygmunta z obozu
Zygmunt Brzuszczyński vel Marceli Patoka przebywał w niemieckim obozie pracy od 10 sierpnia 1944 roku do ok. 1 kwietnia 1945 roku. Do Wołomina powrócił w kwietniu 1945. Zamieszkał wraz z żoną, synami Zbyszkiem i Januszkiem powtórnie przy ulicy Piaskowej 3, tu w 1946 roku przyszedł na świat jego najmłodszy syn Jacek Władysław. Willa Stanisławówka, ta sprzed wojny była obecna tylko w ich wspomnieniach, dobrych wspomnieniach…
Zygmunt rozpoczął pracę referendarza i kasjera w Ministerstwie Ziem Odzyskanych, był też kasjerem w Ministerstwie Administracji Publicznej, następnie pracownikiem w Państwowym Banku Rolnym w Wołominie. Został odznaczony m.in. Medalem Pamiątkowym za Wojnę 1918–1921 „Polska Swemu Obrońcy”, Srebrnym Krzyżem Zasługi za zasługi na polu pracy społecznej, nadanym przez prezesa Rady Ministrów Felicjana Sławoja Składkowskiego (1938) i pośmiertnie Krzyżem Narodowego Czynu Zbrojnego, przyznanym przez prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Lecha Wałęsę (1995).
Dziękuję Jackowi Brzuszczyńskiemu za udostępnienie dokumentów i zdjęć ze zbiorów prywatnych oraz korektę merytoryczną tekstu.
- „Gemeinschaftslager” w strukturze niemieckich obozów pracy, były jednym z ogniw łańcucha wykorzystania pracowników z podbitych krajów, dla celów gospodarki wojennej III Rzeszy. Były to obozy mieszkalne, podlegające urzędom pracy (arbeitsamt). Robotnicy byli kierowani przymusowo do tych obozów, na podstawie rozporządzenia o obowiązku pracy. Zatrudnieni w tym obozie, po zakończeniu dniówki roboczej, mogli swobodnie poruszać się poza terenem obozu.
- Juno – popularne w czasie okupacji niemieckie papierosy. Podobno dobrej jakości. Zaopatrywano w nie wehrmacht.
- Postkarte, Eichen b. Kreuztal-Westfalen, kr. Siegen, Marceli Patoka do Stefanii Gołębiowskiej, akuszerki ubezpieczalni, Post Sochaczew 27 IX 1944, zbiory prywatne.
- Wysiedleni mieszkańcy Wołomina trafiali w różne rejony Polski, najczęściej w okolice Sochaczewa i Tomaszowa Mazowieckiego. Zdolne do pracy kobiety (między 16 a 50 rokiem życia) trafiały do pracy w gospodarstwach domowych.
- Postkarte, Tomaszów Mazowiecki, district Radomski, Janina Brzuszczyńska do Marcelego Patoki, Eichen 5 XII 1944, zbiory prywatne.
- Postkarte, Eichen b. Kreuztal – Westfalen, kr. Siegen, Marceli Patoka do Haliny Gołębiowskiej, Post Sochaczew 25 X 1944, zbiory prywatne.
- Postkarte, Eichen b. Kreuztal – Westfalen, Marceli Patoka do Stefanii Gołębiowskiej, Sochaczew 30 IX 1944, zbiory prywatne.
- Postkarte, Eichen b. Kreuztal – Westfalen, Marceli Patoka do Stefanii Gołębiowskiej, 2 XI 1944, zbiory prywatne.
- Postkarte, Eichen b. Kreuztal – Westfalen, Halina Gołębiowska do Marcelego Patoki, 9 XI 1944, zbiory prywatne.
- Arbeitsbuch Für Ausländer nr A 158/13801 (Zeszyt ćwiczeń dla obcokrajowców 1938–1945), Marceli Patoka, s. 10/11, zbiory prywatne.
- NKWD – (ros.) Narodnyj Komissariat Wnutriennich Dieł (Ludowy Komisariat Spraw Wewnętrznych).
- Jarosław Stryjek Organizacja aparatu terroru przez NKWD, „fakty. wwl.pl”, 28 kwietnia 2010, nr 8 (186).
- Akowcy w rękach Armii Czerwonej
- Jarosław Stryjek, Oczami UB. Katownia NKWD (cz. III), „fakty. wwl.pl”, 21 lipca 2010, nr 14 (192).
+ There are no comments
Add yours