Próba stworzenia drugiej konspiracji i ujęcie przez NKWD
Dowódca 8 Dywizji Piechoty Armii Krajowej odtwarzanej przez siły Podokręgu Warszawa – Wschód, płk. Hieronim Suszczyński „Szeliga”, po wycofaniu się z Radzymina z 2 na 3 sierpnia 1944 roku przeszedł w rejon Mińska Mazowieckiego. Tam znajdowało się miejsce postoju jego sztabu. „Szeliga” nawiązał kontakt z dowództwem Armii Czerwonej. Chciał rozmawiać. Zgodnie z podjętymi ustaleniami 6 sierpnia oficerowie sztabu wyruszyli ze wsi Marianka do pobliskiej Niedziałki. Tam mieli być przedstawieni generałowi radzieckiemu. Zapewne wielu podejrzewało podstęp ze strony czerwonoarmistów. Tak też się stało. Na miejscu zostali rozbrojeni i aresztowani. Internowania uniknęli Ci, którzy przewidując zasadzkę, zignorowali rozkazy i nie stawili się w umówionym miejscu. Los oficerów sztabu „Szeligi” wskazywał jasno, co czeka inne oddziały podokręgu.
Okolice Tłuszcza zostały zajęte przez wojska sowieckie w połowie sierpnia. Mimo, że nie doszło do rozbrajania większych jednostek Armii Krajowej, które już zdążyły się rozwiązać, to rozpoczęło się polowanie… Czerwonoarmiści już na starcie posiadali wiedzę na temat tutejszej Armii Krajowej. Wszak w czasie akcji „Burza” dowództwo 32 pp. w tym kompania por. Wierzby ujawnili się przed radzieckimi skoczkami i współpracowali z nimi. Niestety wcześniejsza współpraca pomiędzy polskich jednostek z sowieckimi spadochroniarzami i rozbitkami z bitwy pancernej nie dawała taryfy ulgowej. Nadszedł czas na instalowanie władzy komunistycznej na sowieckich bagnetach i przeprowadzenie swoich porządków. W Jadowie, Tłuszczu i Ostrówku koło Klembowa powstały tymczasowe obozy, w których NKWD przetrzymywała członków organizacji podziemnych. Rozpoczęta późnym latem 1944 roku fala aresztowań w ciągu zaledwie kilkunastu tygodni rozbiła tutejsze podziemie. Aresztowani zostali m.in. szef placówki Tłuszcz Czesław Rozmierski „Hryniewicz”, Witold Szaniawski „Luśnia” a nawet szef obwodu mjr. Edward Nowak „Jog”. Temu ostatniemu udało się w okolicy Dęba Wielkiego zbiec z kolumny więźniów prowadzonych na Majdanek i kontynuować działalność. Podobnie Wacławowi Wierzbie, który uciekł z łap NKWD tuż po aresztowaniu go w Krawcowiźnie w październiku 1944 roku.
Pełniący obowiązki komendanta
Porucznik Jan Estkowski po „wyzwoleniu” okolic Tłuszcza przez wojska sowieckie stał się właściwie bezdomny. Miejsce, gdzie dotąd mieszkał – gajówka i folwark Ulasek – już nie istniało. Większość zabudowań uległa spaleniu w czasie przechodzenia frontu a właściciele pozbawieni majątku przez Reformę Rolną. „Szczapa” stał się tułaczem, zmieniał więc miejsce pobytu dość często, ale zachował kontakt z kolegami z konspiracji. Nie ujawnił się przed nowymi władzami. W listopadzie 1944 roku por. Wacław Wierzba, za zgodą „Joga” wstąpił w szeregi Ludowego Wojska Polskiego, był to dla niego jedyny ratunek wobec poszukiwania go w całej okolicy przez NKWD. Estkowski zajął jego miejsce. Od tej pory pełnił obowiązki komendanta Ośrodka AK Tłuszcz. Dzięki pomocy Stanisława Wierzby na zimę ulokował się w domu Jadwigi Królowej w okolicy wioski Rozalin w gminie Strachówka. Aparat terroru nowej władzy, wspomagany przez Armię ze wschodu nadal tropił akowców. Ich działalność tutaj polegała na dalszym ukrywaniu się, zachowaniu resztek konspiracji i broni.
Niebawem wszystko miało się zmienić. Była sobota 16 grudnia, gdy Estkowski dostał wiadomość o planowanym nazajutrz spotkaniu z szefem obwodu, Miejsce spotkania – dom gospodarza Rucińskiego we wsi Zakrzew koło Pniewnika. Na granicy powiatów radzymińskiego i węgrowskiego. Noc spędził poprzedzającą rozmowy „Szczapa” spędził we wsi Trawy, u krewniaków dotychczasowej gospodyni, Królowej. Rankiem wyruszył w stronę domu Rucińskiego. Do pokonania miał kilka kilometrów.
U Rucińskiego zaaranżowano kluczowe dla konspiratorów spotkanie. Zasiąść do stołu mieli przedstawiciele lokalnej Armii Krajowej i Narodowych Sił Zbrojnych. Celem rozmów było scalenie obu organizacji na terenie powiatu radzymińskiego. Do analogicznej umowy doszło jakiś czas wcześniej na terenie sąsiedniego powiatu węgrowskiego. Tak więc na ważne spotkanie, prócz Estkowskiego zmierzali szef obwodu mjr. Edward Nowak „Jog”, oficer kontrwywiadu obwodu Wanda Maciejewska „Marcin”, ppor. Stanisław Wierzba oraz ze strony NSZ Józef Bieniek „Romański” i Kazimierz Maliński „Niedzielski”.
Dom grozy w Zakrzewiu
To co wydarzyło się później, znamy wyłącznie z relacji Jana Estkowskiego. Oto nasz bohater zjawił się w umówionym miejscu wcześniej – o godzinie 10.30. W chałupie zastał gospodarza Rucińskiego w złym stanie. Poturbowany i posiniaczony leżał w kuchni. Na pytania o zdrowie Ruciński wyjaśnił, że wpadł pod wojskowy samochód. W pomieszczeniu przebywał także, nieznajomy mężczyzna. Ubrany w łachmany, starszy człowiek ogrzewał się na zapiecku i rozmawiał z gospodarzem, w momencie wejścia Estkowskiego. Jan chętnie dołączył się do rozmowy. Poruszano luźne, nieistotne tematy. Estkowski niecierpliwił się coraz bardziej. Gdzie reszta zaproszonych? Rozterki przerwała córka gospodarzy. Wpadła zdyszana do izby z okrzykiem, że zbliża się wojsko. Domownicy nie mieli szans na ucieczkę, chwilę później kilku żołnierzy Armii Czerwonej wpadło do izby. „To enkawudziści”, ze strachem skonstatował Estkowski. Na pytanie dowódcy sowieckiej zgrai, kim są obecni w chałupie, Estkowski odpowiedział, że jest znajomym, który przyszedł w odwiedziny do gospodarza. Mężczyzna przy zapiecku, przedstawił się jako mieszkaniec wioski. Rozpoczęło się przeszukiwanie. Estkowski miał w kieszeni fotografię jednego z członków organizacji, któremu trzeba było wyrobić fałszywe dokumenty. Miał przekazać ją Wandzie Maciejewskiej „Marcinowi”. Wykorzystując chwilę nieuwagi enkawudzistów, dyskretnie podał zdjęcie żonie Rucińskiego, ta stała najbliżej paleniska kuchni. Ruch został dostrzeżony przez nieznajomego grzejącego się na zapiecku. W jednej chwili ten starszy człowiek okazał się być pełnym wigoru, wyciągnął pistolet i przystawił Estkowskiemu do twarzy. Fotografia trafiła w ręce dowódcy oddziału NKWD. Tymczasem tajemniczy mężczyzna przestał grzać się na zapiecku i od tej chwili pełnił rolę tłumacza radzieckiego kapitana. Był wtyczką. A Ruciński zdrajcą.
Estkowskiego zrewidowano i odebrano wszystkie rzeczy osobiste. Rozpoczęło się przesłuchanie. Na pytanie o przynależność do konspiracji i funkcję z niej odpowiedział, że jest członkiem ZWZ, podał fałszywy pseudonim „Tasak” i stwierdził, że jest gońcem komendanta „Odrowąża”, a zdjęcie miał przekazać nieznanej z nazwiska kobiecie w kościele w sąsiednim Pniewniku. Było jeszcze przed południem, kiedy sołdaci zapakowali go na wojskowego Studebakera i zawieźli pod wskazaną świątynię. Kapitan Ozierow, tak bowiem przedstawił się dowódca oddziału został z grupą żołnierzy u Rucińskiego, Estkowskiemu towarzyszył nieznajomy z zapiecka. Rozpoczął rozmowę. Łudził, że puści Estkowskiego wolno, jak tylko ten wskaże mu kobietę o której mówił. Cała historia spotkania przed kościołem była oczywiście blefem, wymyślonym na zyskanie czasu. Więc w Pniewniku Estkowski nie wskazał nikogo, po czym został pośpiesznie zawieziony z powrotem do zagrody Rucińskich. Estkowski wspomina, że zapadał zmierzch, kiedy enkawudziści wyprowadzili z domu i wpakowali pod plandekę samochodu kolejnych ludzi. Był to Józef Bieniek i przypadkowy chłop z Wołomina, który przyjechał do gospodarzy kupić gęś na święta. Estkowski poznał już kiedyś tego pierwszego, rozpoznali się, ale udawali, że widzą się pierwszy raz. Nie było wśród aresztowanych komendanta „Joga”. Według relacji Stanisława Wierzby, gdy szef obwodu razem z „Marcinem” zmierzali do Rucińskiego, minął ich samochód z enkawudzistami jadący w stronę miejsca spotkania. Tak więc zorientowawszy się co się dzieje, obaj zawrócili w popłochu.
Przesłuchania NKWD
Tymczasem „Romański” i „Szczapa” zostali umieszczeni z izbie imitującej areszt w Pniewniku. Co jakiś czas byli wzywani pojedynczo na przesłuchanie. Kapitan Ozierow wypytywał, gdzie jest drukarnia, gdzie mieszka „Niedzielski” i gdzie są kwatery konspiracyjne. Ozierow i jego tłumacz namawiali Estkowskiego, by wywiedział się wszystkiego u Bieńka, tłumacz, który najwyraźniej grał rolę dobrego policjanta, wsunął mu w marynarkę kawałek papieru i ołówek, sugerując by jego towarzysz zapisał gryps, kogo z organizacji ostrzec. Obaj więźniowie nie chcieli grać wyznaczonych ról w tym przedstawieniu, Estkowski zapamiętał, że konsultowali ze sobą to, co powiedzą przed przesłuchującymi. Bieniek napisał na ruloniku papieru jedynie gryps do żony w którym prosił o ubranie. Plan enkawudzistów spalił wiec na panewce. Wtedy, jak zapisał we wspomnieniach Estkowski „skończyła się idylla przesłuchiwania w białych rękawiczkach” Trzeciej nocy pobytu w Pniewniku, więźniowie zostali przewiezieni do siedziby NKWD w Wołominie znajdującej przy ulicy Piaskowej i umieszczeni w areszcie.
W Wołominie Estkowski został rozdzielony z Bieńkiem i posadzony w celi o tragicznych wręcz warunkach. Szczególnie dokuczało zimno, wszy i brud. Jeszcze przed wigilią Ozierow ukończył protokół przesłuchania i Estkowski podpisał się pod nim. Cały czas ukrywał swoją tożsamość i używał konspiracyjnego nazwiska Korzyb. Dotąd jego fałszywe zeznania utrzymały się. W pewnym momencie „Szczapa” został przeniesiony do większej celi, gdzie w dwóch pokojach siedziało około 40 zasłużonych żołnierzy konspiracji antyniemieckiej. Rozpoznał wielu przyjaciół i znajomych m.in. Jana Widlickiego „Orskiego” czy Karola Cioka „Wołodyjowskiego”. Dom w którym przebywali miał cztery izby, w trzeciej siedziały kobiety z Armii Krajowej a w ostatnim żołnierze radzieccy. W takich to warunkach Estkowski i kilkudziesięciu innych akowców spędziło wigilię i Święta Bożego Narodzenia.
W Nowy Rok enkawudziści zgromadzili więźniów w jednej sali i po kolei wyczytywali nazwiska wypychając na podwórze, by tam załadować ich kolejno na wojskowe samochody. Pięciu więźniów, w tym Estkowskiego nie wyczytano. Wieczorem Korzyb został wezwany ponownie na przesłuchanie. Już na początku „Szczapa” zdał sobie sprawę, że sytuacja nie wygląda najlepiej. Estkowski wspomina, że za stołem siedziało kilku oficerów, jeden z nich, to znany mu kpt. Ozierow. Przesłuchanie zaczął siedzący w środku i najwyższy rangą pułkownik. Zapytał Estkowskiego wprost: „kakij ty komendant”. Po uzyskaniu wymijającej odpowiedzi zaczął pytać czy Estkowski zna Kazimierza Malińskiego „Niedzielskiego” pokazując mu przy tym fotografię żołnierza NSZ. Po kilku kolejnych przeczących odpowiedziach enkawudziści wyprowadzili „Szczapę” na chwilę z sali. Gdy znalazł się tam ponownie, naprzeciw pułkownika siedział „Niedzielski” a na jego ciele widoczne były oznaki wielotygodniowego maltretowania.
Według relacji Estkowskiego, na pytania sowieckiego oficera czy panowie się znają zna, „Niedzielski” stwierdził, że widział tego człowieka w lesie pod Międzylesiem razem z komendantem „Jogiem”. Pułkownik polecił Estkowskiemu przemyślenie swoich dotychczasowych zeznań. Zapowiedział, że na drugi dzień opowiedział życzyłby sobie dowiedzieć się wszystkiego na czym mu zależy. Następnego dnia odbyły się według wspomnień Estkowskiego kolejne przesłuchania, tym razem prowadzone jedynie przez kapitana Ozierowa. Znowu przyprowadzony został „Niedzielski”, który miał zdradzić, że Estkowski objął po „Odrowążu” obowiązki komendanta Ośrodka Tłuszcz. To w tym momencie wycieńczony psychicznie i fizycznie „Szczapa”, przyznał się do swojej funkcji w Armii Krajowej. Podczas przesłuchania podał zarys organizacyjny Ośrodka i pseudonimy komendantów placówek. Opowiedział też o broni zakopanej przez niego między Sulejowem a Ulaskiem. Zobowiązał się wskazać miejsce jej ukrycia. Noc spędził w zawszonym areszcie który znał z pierwszych dni pobytu. Postanowił nie poddać się tak łatwo.
Następnego dnia Estkowski przebrany za enkawudzistę, w otoczeniu żołnierzy radzieckich pod czujnym okiem Ozierowa, został przewieziony do lasu na południe od Sulejowa. Tam, wskazał miejsce ukrycia broni. Teren był zryty pociskami artyleryjskimi. Estkowski kopiąc dół stwierdził, że wygląda na to, że ktoś musiał już wydobyć zawartość. Ozierow był wściekły. Po salwie gróźb przewiózł Estkowskiego do najbliższej wioski – zatopionej w lesie Łubi. Tam Estkowskiego przywiązano do samochodu i wystawiono na oglądanie mieszkańcom wioski. Enkawudziści liczyli, że ktoś może go rozpoznać. Nic takiego się jednak nie stało. W nocy „Szczapa” znów powrócił do Wołomina, tym razem umieszczono go w ziemiance z dezerterami radzieckimi. Wkrótce Estkowski wespół z więźniami pozostawionymi przy poprzedniej wywózce m.in. Karolem Ciokiem zostali przekazani do wołomińskiego Urzędu Bezpieczeństwa. Tymczasem 11 stycznia 1945 roku, Józef Bieniek „Romański”, Kazimierz Maliński „Niedzielski” i dwóch innych żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych z rejonu Wołomina zostali skazani na karę śmierci w siedzibie wołomińskiego NKWD przez sowiecki trybunał wojskowy. Wyrok wykonano.
+ There are no comments
Add yours