Józef Jankowski ps. Szydłowski

Powstanie Styczniowe w naszym regionie

29 stycznia 1863 r. w Królestwie Polskim wybuchło powstanie zwane później styczniowym. Jeszcze raz naród polski zerwał się do walki o niepodległość przeciw zaborcy rosyjskiemu. Stopniowo powstanie rozszerzyło się na inne ziemie należące niegdyś do Rzeczypospolitej i zamieszkałe w znacznym stopniu przez Polaków: Litwę, Białoruś i Ukrainę. Wobec ogromnej przewagi sił rosyjskich powstanie, siłą rzeczy, miało charakter wojny partyzanckiej. Słabo uzbrojone i prawie nie wyszkolone oddziały powstańcze ścierały się z nieprzyjacielem na ogromnych przestrzeniach, znajdowały się w nieustannym ruchu, przemieszczały się z jednych lasów do drugich, z jednej wsi do drugiej, z jednego powiatu do drugiego. Rozbite w jednym miejscu, szybko gromadziły się w innym i znowu podejmowały walkę.

Nasz gęsto zalesiony region, pozbawiony sieci komunikacyjnej, stanowił dogodny teren dla walki partyzanckiej. Dlatego od samego początku powstania gromadziły się tu oddziały polskie podejmujące walkę z zaborcą, same też często atakowane przez Rosjan. Tuż po wybuchu powstania na pilnujących mostu kolejowego na Liwcu w rejonie Urli Rosjan uderzył oddziałek Ignacego Mystkowskiego. Po krótkiej strzelaninie przepędził on placówkę rosyjską i opanował most oraz stację kolejową w Łochowie, następnie wycofał się do lasów.

Józef Jankowski ps. Szydłowski
Józef Jankowski ps. Szydłowski

16 lutego doszło do większej potyczki koło Nieporętu. W tutejszych lasach stacjonował kilkudziesięcioosobowy oddział naczelnika powiatu stanisławowskiego Józefa Jankowskiego. Rankiem podprowadził Rosjan na jego pozycje pewien okoliczny chłop, któremu kozacy zagrozili śmiercią w razie ukrywania powstańców. Ci spożywali wówczas posiłek w obozie. Zaatakowani przez przeważające siły kozaków natychmiast zerwali ‘się do walki i silnym ogniem powtrzymali napastników. Drugi atak Rosjan zmusił ich jednak do porzucenia obozu. Triumfujący kozacy wpadli do obozu i jęli grabić wozy powstańcze. Korzystając z tego Jankowski uderzył na rabusiów i przepędził ich z obozu, po czym wycofał się głębiej w lasy. Polacy stracili w potyczce 4 zabitych i 2 rannych, Rosjanie – nieco więcej.

Wkrótce później w pobliskich Markach, 5 lutego, pojawił się znaczny oddział powstańczy, który zaalarmował rosyjską załogę Pragi. Zanim jednak Rosjanie zbliżyli się do Marek, powstańcy zapadli w lasy.

3 marca 1863 r. miała miejsce duża potyczka we wsi Glinianki koło Karczewa. Stał tu duży oddział Kuczyka w sile 300 ludzi. Rosjanie wyśledzili jego miejsce postoju i zaatakowali dużymi siłami: 500 piechurów z pułku kostromskiego i 100 konnych kozaków. Pod naciskiem przeważających sił przeciwnika Polacy wycofali się do lasów między Otwockiem a Karczewem i tu stawili opór. Po zaciętej walce Rosjanie zostali odparci ze stratą 60 ludzi. Powstańcy mieli tylko 15 zabitych i rannych. Po tej potyczce zdemaskowany przez przeciwnika oddział powstańczy przeprawił się po lodzie na drugi brzeg Wisły i zniknął gdzieś w terenie.

Na początku marca doszło też do dwóch potyczek koło Jadowa. Najpierw pod Jerzyskami oddział Jankowskiego rozbił pikietę rosyjską, następnie ścigany przez dwie roty piechoty majora Tolla stawił opór koło wsi Fidesty. Po gwałtownej strzelaninie Jankowski wycofał się w lasy tracąc 3 zabitych, 8 rannych i wozy taborowe. Rozwścieczeni jego oporem Rosjanie, którzy też ponieśli straty, ograbili pobliski dom leśnika, ciężko zranili jego właściciela, poturbowali mu żonę.

20 marca pod Międzylesiem niedaleko Okuniewa duży oddział rosyjski złożony z dwóch rot piechoty, 50 kozaków i dwu dział zaatakował obóz powstańczy dowodzony przez mjr Czajkowskiego. I tym razem zaskoczeni podczas spożywania posiłku Polacy stawili zdecydowany opór. Najpierw odparli silnym ogniem kozaków, następnie zmusili do odwrotu piechotę. Zniechęceni takim obrotem walki Rosjanie zrezygnowali z kontynuowania bitwy i wycofali się z dużymi stratami. Powstańcy stracili w tej potyczce 26 ludzi.

Po dwumiesięcznej przerwie w walkach na terenie naszego regionu znowu doszło do dużej potyczki 28 maja koło Michałowa niedaleko Okuniewa. Stacjonował tu oddział naczelnika powiatu mjr Jankowskiego i por. Zielińskiego. Rosjanie rozpoznali jego miejsce postoju i zaatakowali z dwóch stron. Od Warszawy uderzyły cztery roty piechoty, szwadron ułanów i 50 kozaków wspartych dwoma działami, od Mińska Mazowieckiego – dwie roty piechoty, 50 kozaków i kilkudziesięciu dragonów. Nieprzyjaciel dysponował ogromną przewagą ludzi i sprzętu. Jankowski jednak nie dał za wygraną. Ukrył swój oddział w gęstym lesie, toteż mimo silnego ognia stracił zaledwie dwóch zabitych i kilku rannych. Następnie odpowiadając ogniem wycofał się głębiej w las. Po tej potyczce pomaszerował w inne regiony kraju staczając po drodze liczne walki z próbującym osaczyć go nieprzyjacielem. Powrócił do naszego regionu dopiero po kilku miesiącach, 30 września natknął się na Rosjan pod Okuniewem. I tym razem wyszedł z walki szczęśliwie.

Później przeniósł się do zachodniej części Mazowsza. Awansowany do stopnia pułkownika, dostał się ostatecznie w ręce Rosjan pod Błoniem. Skazany na śmierć, zginął bohatersko 12 lutego 1864 na stokach Cytadeli Warszawskiej z okrzykiem: “Niech żyje Polska!”.

Tymczasem walki powstańcze toczyły się w innych miejscach. 15 lipca Rosjanie stoczyli niepomyślaną potyczkę koło Jadowa, w której stracili trzech zabitych. W tym samym miejscu doszło do większego starcia 27 listopada. Według relacji naocznego świadka do Warszawy wrócili z potyczki pod Jadowem rozbici huzarzy i Kozacy. Byli tak wynędzniali i oberwani, że trudno było jednego od drugiego odróżnić, ledwie na dziesięciu jeden miał pikę lub pałasz. Za nimi na trzydziestu podwodach jechali ranni i chorzy. Innych informacji na temat tego starcia pod Jadowem niestety nie posiadamy.

Na przełomie lipca i sierpnia dwukrotnie stoczył potyczki oddział z Radzymina. Nie wiemy dokładnie kto w nim służył, ani kto dowodził. Może byli w nim mieszkańcy Radzymina i okolic, może przybyli tu powstańcy z innych regionów kraju, może też jedni i drudzy? 30 lipca oddział ten zaatakowali przed świtem Rosjanie. Po gwałtownej strzelaninie nocnej oddział wycofał się w porządku w lasy prowadzące do Wołomina i Kobyłki. W sześć dni później znalazł się pod Kałuszynem. Tu uderzyły nań duże siły rosyjskie. Po gwałtownej strzelaninie powstańcy wycofali się w lasy tracąc kilku zabitych i rannych. Strat Rosjan w tym starciu nie znamy.

Z wielu potyczek w naszym regionie oddziały powstańcze wychodziły na ogół obronną ręką i z niewielkimi stratami. Nie tu jednak decydowały się losy powstania 1863 r. Jesienią ruch powstańczy w całym kraju zaczął upadać i dopiero ostatni dyktator Romuald Traugutt tchnął jakby nowe siły w słabnące szeregi partyzantów. Przewaga Rosji była jednak ogromna, a spodziewana pomoc z Zachodu zawiodła (nie pierwszy i nie ostatni raz). Skazani za samotną walkę Polacy ponieśli klęskę. Traugutt i czterej członkowie Rządu Narodowego zostali pojmani i straceni na stokach Warszawskiej Cytadeli.

Ostatnim epizodem powstania w naszym regionie było pojmanie siedmiu partyzantów w Świdrze koło Otwocka w dniu 23 stycznia 1864 r. Tylko jeden z nich stawił opór, zabił kozaka, trzech innych śmiertelnie zranił, wreszcie i sam zginął śmiercią bohatera. Pozostali poddali się bez walki i zostali zawiezieni do Warszawy.

Wieści Podwarszawskie
R.4, 1994 nr 4 (154)

Więcej tego autora:

+ There are no comments

Add yours

Zostaw komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.